Kiedy w 1543 roku ukazało się dzieło Mikołaja Kopernika De revolutionibus orbium coelestium, dobrze znany świat wartości budowanych na dotychczasowym porządku myśli teocentrycznej zadrżał w posadach. Wraz z ogłoszeniem nowego poglądu naukowego, zwanego heliocentrycznym, który jak potocznie mówimy ruszył ziemię a zatrzymał słońce, konieczne było podjęcie na nowo refleksji nad rolą i miejscem człowieka we wszechświecie. Kopernik dokonał przewrotu, który spowodował, że homo religiosus, mający być koroną stworzenia, trafił na podrzędną planetę, wcale nie najważniejszą i nie największą w układzie planetarnym. To nowe spojrzenie bez wątpienia burzyło dobrze znany i umocowany naukowo i teologicznie porządek wartości, powodując zapewne nie jeden kryzys wiary. Dlatego ogłoszenie rewolucji kopernikańskiej budziło duży opór zarówno naukowców, jak i teologów. Dla tych ostatnich była to szczególnie trudna kwestia. Sam Kopernik zwlekał wiele lat z ogłoszeniem swojego odkrycia, ponieważ spodziewał się zamieszania, które ono przyniesie.
Przenieśmy się teraz do roku 2018 w jeden z grudniowych mroźnych wieczorów. Wracałem z wieczornej adoracji poprzedzonej modlitwą brewiarzową kończącą dzień, zwaną kompletą. Niebo nad eremem tego wieczoru było niezwykle przejrzyste, gwiazdy skrzyły się w całej swej okazałości, a księżyc, prawie że w całości odkryty, zdawał się królować nad całym firmamentem. Urzekł mnie ten widok, więc zatrzymałem się przed wejściem do domu kontemplacji, w którym mieściła się moja cela, aby przez chwilę się nim nasycić. Patrzyłem w niebo pełne gwiazd i pojawiło się we mnie pytanie: <Panie, kim jestem wobec tej potęgi wszechświata? Jakie jest w nim moje znaczenie i sens życia?>. W pierwszym odruchu przygniotły mnie te myśli. Oto stałem niczym pyłek wobec ogromu kosmosu i niezwykłych tajemnic, skrytych przede mną niewyobrażalną liczbą lat świetlnych. Tak niespodziewane dotknięcie tej prawdy sprawiło, że niczym bańka mydlana prysnęła niezwykła atmosfera, w jaką wprawił mnie widok rozgwieżdżonego nieba. W jej miejscu zagościł dziwny niepokój. Na szczęście wraz z nim nawiedziła mnie myśl, że być może cały wszechświat, ze wszystkim co w sobie zawiera, z każdą jego częścią i każdą osobliwością, które nie mieszczą się w głowach najwybitniejszych naukowców i astronomów, istnieje dla mnie po to, aby mógł żyć. Spytasz: jak to możliwe? Zanim odpowiem na to pytanie, pozwól, Drogi Czytelniku, że przypomnę o prawdzie, która jest niezbędna do dalszej naszej refleksji.
Tajemnica Boga
W Piśmie Świętym możemy odnaleźć bardzo liczne fragmenty mówiące o wszechmocy Boga, która przejawia się w każdym Jego działaniu. Jest to moc ukazująca się najczęściej zupełnie inaczej niż byśmy się spodziewali. Przedstawiają one prawdę o tym, że nie jesteśmy zdolni w pełni zrozumieć skutków i przejawów Bożego działania, gdyż brak nam perspektywy pozwalającej odczytać w pełni Boże plany. Izajasz ujmuje to w następujących słowach: „Bo moje myśli nie są waszymi myślami, a wasze drogi nie są moimi drogami – wyrocznia Pana. Bo jak niebo góruje nad ziemią, tak drogi moje górują nad waszymi, a moje myśli nad waszymi myślami” (Iz 55, 8n). Zaś Apostoł Narodów w swoim liście do Rzymian pisze: „O głębokości bogactw, mądrości i poznania Boga! Jak niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi. Kto bowiem poznał myśl Pana, albo kto stał się Jego doradcą, albo kto dał Mu coś najpierw, aby otrzymać coś w zamian. Ponieważ z Niego i przez Niego. I dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki!” (Rz 11, 33-36). Niezwykle barwnie ukazuje tę prawdę również księga Hioba. Przedstawia ona dialog, pomiędzy jej głównym bohaterem a jego przyjaciółmi, którzy próbując nieporadnie pocieszyć znękanego „niesprawiedliwym losem” Hioba, ukazują uproszczony i nieprawdziwy obraz logiki Bożego działania. Wreszcie po długiej wymianie zdań, prezentujących różne światopoglądy, wypowiada się sam Bóg (Hi 38-42). W tej pięknej autoprezentacji, przedstawia swoje działanie jako tajemnicze i niezrozumiałe dla człowieka. Dlatego skruszony Hiob, stając wobec tego świadectwa Wszechmocnego, mówi: „Wiem, że Ty wszystko możesz, i cokolwiek zamierzysz, nie będzie dla Ciebie niemożliwe. Któż, nie mając wiedzy, ośmieli się podważać plan Boży? Dlatego mówiłem, że nie pojmuję. To dla mnie zbyt cudowne! Ja nic nie rozumiem” (Hi 42, 2n). Konieczną dla naszego dalszego rozważania jest zgoda na to, aby za Hiobem być gotowym powtórzyć, wobec tajemnicy wyroków Bożych, tę prawdę: „Ja nic nie rozumiem!”. Jakże często zapominając o tym, próbujemy łapać Pana Boga za nogi, interpretując pewne fakty, zarówno naukowe, jak i te z osobistego doświadczenia, przypisując im zbyt uproszczoną i nieprawdziwą logikę Bożego działania. Możemy popełniać kardynalny błąd, antropomorfizując Boga w Jego sposobie wyrażania się we wszechświecie i prawach, które w nim ustanowił. Chcąc podporządkować niejako Boże wyroki własnym wyobrażeniom, możemy nieświadomie stawać się przedstawicielami „teologii spekulatywnej”, która nazbyt często próbuje udowadniać, że zna Boga, a przez to ma prawo do interpretacji skutków Jego działania. O wiele właściwsza wydaje się tutaj postawa, w której gotowi będziemy zgodzić się na to, że o Bogu bardzo niewiele jesteśmy w stanie powiedzieć sami z siebie, poza tym, co On nam objawił. Postawa, w której nie będziemy próbowali przekraczać granicy Tajemnicy, wpisując Go we własne wyobrażenia. Trzeba nam zatem zgodzić się z tym, że nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć złożoności Bożych zamysłów i rodzących się z nich skutków. Przyjęcie tej prawdy jest trudne, bo wymaga pokory i postawy ufności. Tę myśl chciałbym, abyśmy odnieśli zarówno do refleksji, która rozpoczęła nasze rozważanie, dotyczącej kosmosu, jak i tego co stanowi nasz świat, nasz osobisty mikrokosmos, składający się z różnego rodzaju odniesień i doświadczeń, które są dla nas warunkujące i kształtujące.
Tajemnica stworzenia
Pamiętając o tej prawdzie, powróćmy do rozważań sprzed domu kontemplacji i pytania, które zrodziła tak niespodziewanie przychodząca myśl: „A gdyby tak założyć, że cały kosmos z jego najdalszymi tworami, dokąd nigdy nie będzie w stanie sięgnąć oko ludzkie, powstał po to, aby stworzyć okoliczności umożliwiające zaistnienie życia na ziemi?”.
Jakiś czas temu spotkałem się z opinią, że życie, które mamy w obecnym kształcie na naszej planecie, jest spowodowane niewyobrażalnym splotem różnych czynników, zsynchronizowanych w czasie i przestrzeni. Potwierdzają tę tezę niektóre wyniki badań naukowych, pokazujące jak głęboko jesteśmy wrośnięci w otaczający nas wszechświat. Jako przykład można tutaj przytoczyć wpływ księżyca na przypływy oceanów, który naukowo pozostaje nadal niewytłumaczalny. Inną ilustracją tych obserwacji jest zjawisko promieniowania kosmicznego, które nie zatrzymywane przez atmosferę zabiłoby wszelkie życie na ziemi. Okazuje się jednak, że pewna jego część zostaje przepuszczona przez warstwę ochronną, stanowiąc jeden ze składników życiodajnych procesów, które zachodzą na ziemi. Tych przykładów można byłoby zapewne przytaczać coraz to więcej, w każdym z nich dotykając tej niezwykłej tajemnicy stworzenia. Czy zatem założenie, że wszystkie procesy jakie zaszły i zachodzą we wszechświecie, w niepojęty dla nas sposób warunkują istnienie Ziemi i życia na niej w znanej nam formie, jest zupełnie bezzasadne? A nawet więcej: czy nie można wypowiedzieć dość śmiałej tezy, że zaistniały one tylko po to, aby mogło powstać życie na tej jednej spośród niezliczonej liczby planet, znajdującej się gdzieś na skraju galaktyki, będącej częścią całkiem przeciętnego układu gwiezdnego, ale będącej jednocześnie dokładnie w tym miejscu wszechświata, które umożliwiło splot tej niewyobrażalnej liczby czynników, kształtujących jej dzisiejszy obraz? Jeśli ta hipoteza wydaje się zbyt śmiała, zobaczmy, że logikę podobnego działania stwórczego możemy odnaleźć w otaczającym nas świecie. Wystarczy pochylić się nad będącymi wokół nas ekosystemami, aby zobaczyć niezwykłą złożoność zachodzących tam procesów. Czasem brak wydawałoby się nie mającego większego znaczenia czynnika, może decydować o istnieniu całego systemu. Przykładem może być tutaj informacja o pszczołach, których wyginięcie mogłoby doprowadzić, według niektórych badaczy, do zagłady całej ludzkości i to w bardzo krótkim czasie. Ten ogrom uwarunkowań jaki nas otacza może nas oszołomić. Ale i w nas samych, w wymiarze naszej biologii, możemy zobaczyć niezwykłą złożoność, której nie sposób pojąć. Choćby w dziedzinie genów, których roli w większości nie potrafimy zrozumieć. Co więcej, na dzisiejszy stan wiedzy, wiele z nich wydaje się być niepotrzebna. Ot, taka rozrzutność Stwórcy. Dobrym przykładem może być tutaj wiedza na temat ludzkiego mózgu, który zaledwie w kilku procentach wykorzystuje swoje możliwości. Czyż takie spojrzenie nie układa się w pewną logiczną całość, odkrywając w każdym ze stworzeń ślady działania Boga? Pozostają one dla nas tajemnicą, gdyż skrywają Boży geniusz.
Tajemnica człowieka
Takie ujęcie tematu pozwala nam też spojrzeć z większym zrozumieniem na problem, przed jakim stanęli przeciwnicy teorii heliocentrycznej. Problem, który swe źródło miał w niewłaściwym definiowaniu człowieka, jego relacji do Boga i stworzonego przez Niego świata, oraz miejsca, jakie człowiek w nim otrzymał. Pomimo upływu stuleci, te zagadnienia pozostają wciąż obecne, w wyznawanych światopoglądach czy postawach, co spróbuję za chwilę pokazać. Brak właściwej perspektywy w rozumieniu działania Boga, które wymyka się naszym ludzkim pojęciom i zgoda na taki sposób kształtowania rzeczywistości sprawiają, że człowiek, broniąc swojej wyjątkowości, będzie chciał siebie stawiać w centrum. Widząc w sobie „koronę stworzenia” człowiek może przypisywać sobie wyjątkową rolę i miejsce we wszechświecie. Dążąc do tego będzie chciał siebie samookreślić. Propozycja Kopernika uderzała w ten sposób myślenia, burząc pogląd, który usiłował tłumaczyć konstrukcje świata i miejsce człowieka, przyjmując tylko wybrane przesłanki teologiczne. Miały one służyć do poparcia własnej wizji rzeczywistości, pozwalając w ten sposób zachować określoną przez siebie samego tożsamość. Oto człowiek, najważniejszy ze stworzenia! Według tego spojrzenia: on i jego świat powinien zajmować centralne miejsce. Wszystko, będąc mu poddane, winno służyć jego woli. Z takiego ujęcia, którego wydaje się bronić zapis biblijny, bardzo łatwo jest wyprowadzić Boga w przestrzeń bliżej nieokreślonej transcendencji. Na tej podstawie możemy sobie przypisać wyjątkową rolę oraz wynikające z niej prawo do decydowania o otaczającej nas rzeczywistości i władzy nadawania jej nowego porządku. W końcu to Bóg nakazał człowiekowi dać nazwy nowym stworzeniom. W sensie biblijnym oznaczało to określenie ich znaczenia i sensu. Łatwo można tutaj zapomnieć, że prośba Boga była wypowiedziana do człowieka, który nie utracił swojej łączności z Nim, a dzięki temu potrafił zrozumieć i w pełni realizować Boży zamysł.
Zatem zburzenie teorii geocentrycznej, która stawiała ziemię w centrum wszechświata, starając się w ten sposób podkreślić szczególną rolę człowieka i jego miejsce w rzeczywistości stworzenia, spowodowało zawalenie się fundamentów tej uproszczonej, a przez to nieprawdziwej antropologii, a także teologii. Wydaje się, że właśnie w tym możemy widzieć jeden z powodów tak wielkiego oporu, jaki wywołał „nowy porządek” ogłoszony przez Kopernika. Dla wielu osób dotychczasowy ład astronomiczny, który uzupełniał ówczesną wiedzę powszechną, wpisywał się w wizje świata, umożliwiającą samorealizację na miarę, jaką odnajdywano w ustalonym przez siebie samych ładzie. Dlatego niełatwo było porzucić stary sposób myślenia, bo wiązało się to z głęboką zmianą światopoglądową i mentalnościową.
Lata mijały. Przestały nas dziwić coraz to nowe osiągnięcia w różnych dziedzinach naukowych. Układ heliocentryczny zagościł na stałe w naszej świadomości, stanowiąc jedną z najbardziej znanych nam podstawowych prawd astronomicznych, o których dzieci uczą się w przedszkolu. A mimo to wydaje się, że wciąż większość z nas w swoim sposobie patrzenia na świat i samych siebie, przypomina oponentów Kopernika. A nawet więcej trzeba zauważyć, że pewien fałszywy sposób myślenia o świecie i roli, jaką Bóg nam przypisał, jeszcze bardziej się utrwalił. Niezwykle ważnym zatem wydaje się obnażenie tego nieprawdziwego spojrzenia na Boga i Jego przejawy działania, gdyż może ono nas ograniczać w świadomym udziale w dziele stwórczym, do którego Bóg nas zaprasza. Każdy bez wyjątku, stanowiąc całkowicie oryginalny i niepowtarzalny mikrokosmos, jest przestrzenią, w której i poprzez którą, Bóg pragnie aktualizować swoje dzieło stwórcze. Tę logikę aktu stworzenia, który mamy realizować zgodnie z wolą Boga, możemy odczytać w otaczającym nas świecie. Tutaj bardzo pomocne wydaje się być nasze wcześniejsze nawiązanie do kopernikowskich perypetii, które obnażają nasz często niewłaściwy pogląd na obecność Boga i Jego działanie. Właściwe zrozumienie tych kwestii, może pomóc nam pełniej zobaczyć sposób, w jaki Bóg próbuje przemawiać w wydarzeniach naszego życia.
Jak już zauważyliśmy, logika Boga jest inna niż ludzka. Po pierwsze swoje źródło zawsze ma w miłości, której towarzyszy wszechmoc i wszechwiedza. Bóg urzeczywistnia swoje zamysły w sposób racjonalny i nieograniczony, dlatego żadna rzeczywistość nie może oprzeć się Jego woli. Co prawda, człowiek posiadając światło rozumu, może odczytać w stworzeniu ślady dotyku Boga, jednak nigdy nie będą one do końca w pełni jasne. Jak już powiedzieliśmy, przyglądając się otaczającemu nas porządkowi, możemy wyprowadzać z niego pewne podstawowe zasady jakimi zdaje się kierować Bóg w akcie swojego działania. Jaki zatem obraz Stworzyciela odsłania nam ujęta powyżej teza, dotycząca aktu stworzenia wszechświata i roli, jaką otrzymuje w nim człowiek osadzony na zielonej planecie? Pokazuje Boga, który jest niezwykle precyzyjny w realizacji swoich planów. Tworzy świat niczym mechanizm zegarka. W świecie każda z części jest ze sobą powiązana i ma do spełnienia określoną rolę, którą przypisał jej Twórca mechanizmu. Wydaje się, że zrozumienie w pełni złożoności tego dzieła nie jest możliwe, bo zawiera ono geniusz Boga, który dla człowieka jest zakryty. Jesteśmy w stanie jedynie zaobserwować i opisać pewną logikę, jaką odnajdujemy w stworzeniu, dotykając w nim Tajemnicy. To prawda, z którą trudno pogodzić się współczesnemu człowiekowi, przenikniętemu postpozytywistycznym sposobem myślenia. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy tę logikę sposobu działania Boga spróbujemy przenieść na świat, który odnajdujemy w nas samych i odnieść go do praw nim rządzących.
Boży mechanizm
Uczyńmy zatem Ziemię symbolem każdego z nas. Z takiego założenia wyprowadźmy wniosek, że wszystko wokół nas służy temu, abyśmy się rozwijali i kształtowali. Jednocześnie przyjmując tę przesłankę widzimy, że świat wokół jest tak skonstruowany, że wcale nie znajdujemy się w jego centrum. A wręcz może się nam wydawać, że jesteśmy zupełnie nieważni i niekonieczni w całej złożoności świata, który nas otacza, z całym jego kolorytem różnych relacji i wzajemnych zależności. Tak samo możemy widzieć miejsce naszej Ziemi w układzie gwiezdnym, jeśli zabraknie tego spojrzenia pogłębionego refleksją nad sposobem, w jaki zdaje się działać Bóg. W Bożej logice wszystko co mnie otacza, cała rzeczywistość, jest stworzona specjalnie dla mnie. Została ukształtowana tak, aby tworzyć mechanizm różnych czynników. Tych, które są w nas i poza nami, abyśmy mogli się rozwijać i wzrastać, aktualizując w sobie pełnię życia, stawali się na obraz i podobieństwo samego Boga. Tutaj może pojawiać się pewna wątpliwość: czy drugi człowiek, stanowiący odrębny mikrokosmos, który staje na drodze naszego życia, nie sprawia, że jesteśmy zredukowani do pewnego elementu złożonej układanki? W żadnym wypadku. Nie wolno nam tak myśleć! Tylko wtedy może stanowić to problem, jeśli będziemy chcieli budować swój świat w „układzie geocentrycznym”, w którym wszystko ma się dosłownie kręcić wokół nas. Wtedy drugi człowiek zawsze będzie konkurentem, nawet i przed Bogiem, którego słońce powinno przecież jaśniej świecić na „moją ziemię”. Jeśli zgodzimy się widzieć siebie w „układzie heliocentrycznym” problem wielości otaczających osobliwości, które mogą stanowić inni ludzie czy wydarzenia, wszystko co nas spotyka, przestaje być przeszkodą, a staje się darem, który wpisuje w moje życie Boży plan. Tutaj dotykamy sposobu działania Boga, który dosłownie nie mieści się nam w głowach, który wymyka się naszej logice ograniczonej przestrzenią i czasem, w których jesteśmy zamknięci. Bóg w swojej wszechmocy łączy wszystkie elementy stworzenia w jeden mechanizm, w którym każdy z nich istnieje dla drugiego i jest wpisany w jego rozwój. Złożoność tego planu jest nie do pojęcia. Jedno jest pewne, nic co się w nim dzieje nie zachodzi przypadkowo, wszystko ma swój cel i sens. W takim spojrzeniu możemy lepiej zrozumieć słowa św. Teresy od Dzieciątka Jezus: „Wszystko jest łaską!”. Czy zatem wszystko jest w naszym życiu zaplanowane? Z naszej perspektywy oczywiście, że nie. Nie podlegamy predestynacji. Bóg po to dał nam wolną wolę, aby zaprosić nas do kształtowania tego wielkiego mechanizmu jakim jest stworzenie i dokonującego się w nim dzieła Zbawienia. Jest to wyraz Jego wielkiej miłości, widzącej w każdym z nas swoje dziecko, czyli dziedzica tego, co należy do Ojca. Od każdego z nas zależy na ile świadomie weźmiemy udział w tym planie, realizując go wspólnie z Bogiem w sposób, w jaki On nas do tego uzdalnia.
Paradoks wolności
Jak zatem pogodzić naszą wolną wolę z planem Boga, któremu teoretycznie mogę się sprzeciwić i go odrzucić. Dotykamy tutaj tajemnicy, jaka zachodzi w relacji między Opatrznością a wolnością człowieka. Tajemnica ta wymaga spojrzenia, o którym już wcześniej wspominaliśmy, pełnego pokory i zgody na to, że pewnych prawd związanych ze sposobem działania Boga nie jestem w stanie pojąć, bo są one po prostu Boże. Możemy jednak dostrzec w świetle wiary pewne przejawy Bożej logiki, ukazujące się w historii naszego życia, w której doświadczamy skutków Bożej Opatrzności. Od nas zależy w jaki sposób je przyjmiemy, stając się uczestnikami Bożego planu, czasem zupełnie nieświadomie. Niezależnie od naszej postawy Bóg, będąc doskonałym, nigdy się nie myli, a dzięki swojej wszechmocy i wszechwiedzy realizuje zawsze swoje zamiary, tak jak chce i nic, żaden inny byt nie jest w stanie pokrzyżować Jego planów. Taki po prostu jest Bóg i nic na to nie poradzimy. Na szczęście! Wskutek tego wszystko w naszym życiu jest drogą, na której Bóg czeka na nas, abyśmy razem odkrywali ścieżki nowego życia. Ma On moc na krzywych liniach ludzkiego życia pisać wprawną i pewną ręką Ewangelię − Dobrą Nowinę o Zbawieniu. Jednak w swojej miłości nie będzie On nas łamał i zmuszał, abyśmy za Nim poszli. Pragnie raczej tego, abyśmy odkryli w Jego planie tak naprawdę nasz własny. Dlatego ofiarował nam wolną wolę, która jest odblaskiem tego Bożego podobieństwa, jakie odcisnął na nas w akcie stwórczym. Człowiek ma moc odrzucić Boga i Jego propozycje rozwoju. Tutaj ważne jest jednak zrozumienie, że akt człowieka nie jest równy aktowi Boga, co do skutków w czasie i przestrzeni. Dlatego wydaje się, że człowiek ostatecznie nie jest w stanie sprzeciwić się woli Boga. „Bo nie zależy to od człowieka, który czegoś pragnie, albo o coś się ubiega, ale od Boga, który okazuje zmiłowanie” (Rz 9, 16). Chociaż tutaj i teraz wybieramy własną drogę, możemy i powinniśmy nosić głęboką nadzieję, że zostaje ona tak naprawdę wpisana w Boży plan. Bóg, dając nam możliwość wyboru, niczym Dobry Ojciec czuwa nad nami, abyśmy nie oddalili się zbyt daleko, ani nie poranili tak, aby nie można było tych ran zaleczyć. Pięknie tę prawdę wyraża psalm 139: „Przenikasz i znasz mnie Panie. Wiesz, kiedy kładę się i wstaję i czytasz z daleka w moich myślach. (…) Zanim zjawi się słowo na moim języku, Ty, Panie, znasz je w całości. Ze wszystkich stron mnie ogarniasz i kładziesz na mnie swą rękę. Przedziwna jest Twoja wiedza o mnie; przerasta mnie, nie mogę jej pojąć. Choćbym wziął skrzydła jutrzenki i zamieszkał za najdalszym morzem, nawet tam prowadzi mnie Twoja ręka i Twoja prawa ręka mnie podtrzymuje (…)”. Te słowa tchną nadzieją, że również skutki naszego sprzeciwu, które pozostawiają w nas blizny, włącza On w ten niezwykły „mechanizm” Zbawienia.
Bóg zatroskany o każdego z nas, łączy nasze drogi w swojej Opatrzności, realizując dzieło Miłości. Nie zawsze jest to zgodne z tą logiką jaką byśmy chcieli Bogu przypisać, która częstokroć wymyka się naszemu zrozumieniu. Dlatego wymaga spojrzenia w perspektywie nadziei oświeconej wiarą i umocnionej miłością, pozwalającej dostrzec, w tym, co nas spotyka samego Boga, który pragnie dla nas tego, co najlepsze. Doświadczenie takiej miłości, sprawia, że chociaż w danym momencie nie jesteśmy w stanie zobaczyć dokąd prowadzi nas to, co przeżywamy, otwiera to nas jednak na Bożą obecność, pozwalając przyjąć z nadzieją i zaufaniem napotkaną rzeczywistość.
I tak łączą się nasze drogi, na których wzajemnie możemy się obdarowywać miłością i dobrem, ale też i ranić, we wszystkim tym, będąc jednocześnie pod czujną i pełną troski ręką Boga, który ma moc wyprowadzić z każdej sytuacji dobro, jakiego chciał i które zamierzył. Dokonuje się ono jednak w wymiarze, którego w pełni nie jesteśmy w stanie zrozumieć i pojąć, bo sięgającego poza granice doczesności. Bóg, splatając nasze drogi w nieskończonej ilości kombinacji, może sprawić, że nasze cierpienie i niesprawiedliwość, których doświadczamy, będą miały wartość oczyszczającą nas z kary wiecznej, jeśli świadomie podejmiemy je jako krzyż. Dlatego to, co nas spotyka i pozostaje w nas odciśnięte, z całym pozytywnym i negatywnym wymiarem skutków tych doświadczeń, często stanowiących piętno naszego życia, w rękach Boga może być użyte jako właściwy ton w melodii, jaką wygrywa na strunach naszego życia, kształtując w nas symfonię „Nowego Człowieka”.