Każdy z nas ma własne plany i pomysły na życie. Często w te nasze wizje przyszłości jesteśmy skłonni wpisywać Pana Boga. Może nam jednak w tym towarzyszyć pokusa uczynienia Boga dobrym wujkiem, który ma spełniać nasze oczekiwania i to najlepiej dokładnie tak jak tego się spodziewamy. W końcu nikt nie lubi być zaskakiwany. Taka postawa sprawia, że stajemy się niezdolni do współpracy z łaską, nie zdolni do posłuszeństwa, które realizuje się często wbrew własnym oczekiwaniom, które wymaga zaparcia się siebie i zaufania w to, że Bóg wie co jest dla nas najlepsze i naprawdę o nas się troszczy. Bez posłuszeństwa nie sposób przyjąć daru jaki Bóg dla nas przygotował, łaski która pozwala stać się dzieckiem Boga, dziedzicem Bożych dóbr, nowego życia, wyzwolonego od trądu grzechu. Taka postawa, nie ma nic wspólnego z bezmyślną i ślepą służbą, ale powinna być dobrowolną odpowiedzią wobec Boga, który dochowuje wiary w nas nawet jeśli my przestajemy wierzyć Jemu i w samych siebie.
Posłuszeństwo rodzi się na pograniczu. Pograniczu grzechu i czystości serca, egoizmu i ofiary, zwątpienia i nadziei. Jezus wychodzi w dzisiejszej Ewangelii na pogranicze, aby tam spotkać potrzebujących uzdrowienia. Nie pyta ich o pochodzenie. Po prostu odpowiada na ich prośbę. Nie dlatego, że na to zasłużyli, ale dlatego, że zdobyli się na akt wiary i zaufania.
Bóg zawsze jest blisko naszych spraw. Wchodzi w to co jest podzielone i słabe. Pragnie trwać przy nas w tym gdzie po ludzku traci się nadzieję. Tylko od nas zależy czy Mu zaufamy, czy zgodzimy się przyjąć dar Jego łaski. Będącej ofiarowany nam często inaczej niż się spodziewamy. Na tej drodze, tutaj na rozdrożu, gdzie jestem najsłabszy przychodzi Jezus, aby mnie umocnić. Trzeba tylko jednego, pełnego ufności wołania: Ulituj się nade mną! Trzeba zgodzić się, aby na tym moim pograniczu, podobnie jak św. Paweł stawać się gotowym umierać z Jezusem. Umierać dla własnych planów i oczekiwań, umierać w posłuszeństwie drogi jaką chce prowadzić mnie Jezus.
Zapewne nie było łatwo przyjąć Naamanowi propozycji proroka. Czuł się urażony tak prostym rozwiązaniem. Podobnie mogli się poczuć stający przed Chrystusem trędowaci. Zobaczmy, że w jednym jak i drugim przypadku nie chodziło o sam znak, ale sposób jego przyjęcia, o zaufanie i wiarę. Bóg często posługuje się prostymi rozwiązaniami, bo ma moc wyprowadzać z każdej sytuacji największe dla nas dobro. Dlatego ważne jest jak staramy się patrzeć na wszelkie doświadczenia, ważne jest czy w nich dostrzegamy Tego, który zawsze jest blisko. Dla Boga nie ma nieważnych i małych spraw, ale każda jest istotna, bo może stać się drogą mojego zbawienia. Nie ważne kim jestem dzisiaj, dla Boga ważne jest kim będę jutro.