Jakże wiele propozycji stawia przed każdym z nas współczesny świat i kultura, którą on tworzy. Propozycji, aby uciec od tego co trudne i wymagające. Zagłuszyć prawdę, którą można odnaleźć wyłącznie w świątyni swojego serca. Tam jest nasza Jerozolima, miejsce, w którym możemy spotkać Boga żywego. Poszukiwanie w sobie, tej przestrzeni na spotkanie z Bogiem, oznacza wybór tego co duchowe i podporządkowania mu tego co doczesne. Wybór, który nie raz będzie nas wiele kosztował. Wymagał pójścia pod prąd, wszelkich propozycji życia na miarę tego, co otaczający nas świat ukazuje dzisiaj jako najważniejsze i niezbędne do odnalezienia szczęścia.
Tej presji, jaką wywiera na każdego z nas to co światowe, bardzo często brakuje spojrzenia z dalszej perspektywy, mądrości, która widzi więcej. Sięgającej nie tylko do tego co jest tu i teraz, ale spojrzenia, kształtowanego przez nadprzyrodzoną nadzieję. To ona sprawiła, że Dawid zapowiedział przyjście Tego, który pokona śmierć i pozwoli odnaleźć drogi życia. Właśnie do tego świadectwa odwołuje się św. Piotr, zarówno na kartach Dziejów Apostolskich, jak również w swoim liście, kiedy pisze: On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach objawił się ze względu na was. Wy przez Niego uwierzyliście w Boga, który wskrzesił Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu.
Wszystkim nam zagraża zagubienie tej perspektywy życia ku Bogu. Nazbyt często przypominamy uczniów w drodze do Emaus. Uciekających z Jerozolimy, zawiedzionych w niespełnionych nadziejach. Pragnących zostawić przeszłość, rodzącą tyle lęku i obaw. W takiej sytuacji ich życia i serca, staje przy nich Chrystus. Przychodzi bardzo delikatnie nie narzucając się. Jakże niezwykła jest ta postawa Jezusa. Osobiście bardzo mnie porusza ta delikatność z jaką próbuje ukazać im prawdę, którą porzucili. Przychodzi do nich, aby wysłuchać się w ich ból i ukazać perspektywę, dzięki której zrozumieją jego znaczenie.
Jezus podobnie kroczy na ścieżkach naszego życia, blisko naszych spraw i wątpliwości, braku nadziei, a nade wszystko krótkowzroczności, nie pozwalającej zobaczyć Bożych planów. Myśmy się spodziewali!- to refren wciąż powracający w życiu każdego z nas. Na szczęście miłość Jezusa jest większa od naszej małości. Jest to miłość łamanego chleba. Znaku ofiary jaką składa za każdego z nas. Śmierci pokonanej Jego mocą. Chleba życia ukazującego drogę zmartwychwstania. Pozwalającego przekroczyć lęk i obawy, zobaczyć i zrozumieć więcej.
Potrzebna była ta śmierć, burząca ludzkie małostkowe nadzieje i plany. Potrzeba było znaku łamanego chleba, abyśmy głębiej zrozumieli ofiarę miłości jaką Jezus za nas składa. I mocą tej ofiary byli gotowi pójść pod prąd tego świata, stając się świadkami Nowego Życia.