Uwierzyć, oznacza posłuchać i potraktować poważnie to co się słyszy. Uwierzyć Jezusowi oznacza, żyć tak jak On pokazuje i nas prowadzi. Coraz częściej w Kościele zdaje się słyszeć głos tych, którzy wątpią, że droga, którą kroczy Jezus i do której zaprasza swoich wyznawców, jest możliwa do naśladowania. Wielu deklarując się jako osoby wierzące, jednocześnie wybiórczo zaczyna traktować wskazania nauki Jezusa. Twierdząc, że są zbyt trudne, a moralność jaka w nich jest zawarta, nie do zrealizowania w dzisiejszych czasach.
Wydaje się coraz bardziej trawić naszą wspólnotę – Kościół, syndrom pierwszego syna. Wiele osób, nazywając się wierzącymi, uczestniczy w sakramentach i życiu Kościoła, wyrażając czysto teoretycznie gotowość do pełnienia woli Boga. Nie podejmują oni obowiązków wiary, wypełniając tylko te, które nie są zbyt trudne i zbyt wiele nie kosztują. Wciąż wydaje się brzmieć głos oskarżenia i to wewnątrz Kościoła o skostniałość zasad, które głosi, o braku otwartości na współczesny świat z jego stylem życia i nowinkami jakie niesie. Czyż nie jest to głos pierwszego syna? Gdzieś w tym obrazie Ewangelicznym jest każdy z nas, z całą swoją wielkością i małością, z tym wszystkim co nosimy w sobie. W jakiej roli się odnajduje? Tego, który mówi Ojcu „tak”, ale w swoim życiu nie wypełnia owego „tak”? Czy raczej tym, który nie zawsze jest gotowy od razu dać odpowiedź, ale dopiero po pewnym czasie zwątpienia i buntu, wraca do Ojca? Czy jestem Bożym dzieckiem, które deklaruje i wypełnia wszystko o co Bóg prosi? A może każdego z nich po trochu nosimy w sobie.
Jedno jest pewne, niezależnie od tego gdzie odnajduję się w dzisiejszym obrazie Ewangelicznym, Jezus przypomina nam wszystkim, że prawdziwa wiara rodzi się w sercu, które stara się kochać Boga ponad wszystko, widzieć w Nim Ojca, któremu ufa i wierzy. Właśnie to doświadczenie miłości mogło stać się dla drugiego „krnąbrnego”, czy inaczej zagubionego syna, motywacją do zmiany życia, do posłuszeństwa. Uzdolniło go do daru z siebie i rezygnacji z własnych wizji życia i świata, wizji które nie można pogodzić z Bożymi drogami. Dlatego nie wystarczy nazywać Boga Panem, jak mówi Jezus: nie każdy, który mówi mi Panie, Panie wejdzie do Królestwa Niebieskiego. Nie wystarczą słowa, ale potrzeba konkretnych czynów. Chociażbym odpowiedział Bogu: Idę Panie!, jeśli nie pójdę, jeśli z serca nie wypełnię Bożego wezwania, przykazań, na nic się to nie zda. Boga nie oszukamy, możemy tylko oszukiwać siebie, tworzyć złudzenie relacji z Nim. Ten wybór Boga nazywamy nawróceniem. Aby było ono prawdziwe i głębokie wymaga odkrycia tej najgłębszej motywacji, jaką jest pokochanie Boga, jako Ojca. To właśnie ta miłość może zmienić nasz sposób widzenia postawionych na naszej drodze ludzi. To ona może uleczyć relacje, na które zamyka nas nasza pycha i egoizm. To tylko ta miłość ma moc przekonującą do postawy otwartego serca na każdego człowieka, pozwalając w nim dostrzec bliźniego . To dążenie niech zatem nas ożywia, bo ono było też w Chrystusie Jezusie.