Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Jestem przekonany, że wielu z nas te słowa Jezusa mogą zadziwiać i trudno nam je zrozumieć. Raczej przyzwyczailiśmy się, że jest On tym, który niesie pokój. Wprowadza ład i harmonię. Skąd zatem ten brak konsekwencji w nauczaniu naszego Pana?
Jezus jest realistą, największym jaki chodził po tej ziemi, bo doskonale zna i rozumie naszą naturę zranioną grzechem. Zna świetnie, nawet osobiście źródło grzechu i zła. Grzechu, który wprowadza nieład, który burzy Boży porządek. Jezus zdaje sobie sprawę z tego, że nasza natura została zraniona grzechem, którego skutki nosimy w sobie po dzisiejszy dzień. Tej prawdy doświadczamy każdego dnia. Bo jakże często chcemy dobra, którego nie potrafimy wykonać. Wiemy co należy czynić, ale tego nie robimy, bo jest w nas słabość paraliżująca naszą wolę. Tak ukazuje się kondycja naszej natury, która nie zawsze jest gotowa podążać za wiarą. Dlatego nie wykonujemy tego dobra, które powierza nam Pan, ale wybieramy jego brak tworzący środowisko grzechu, które niczym błoto nas brudzi.
Jezus przychodzi i próbuje nas wyswobodzić z tego umazania grzechem, które ogranicza nasze życiowe siły i nas pochłania. Czyni to jednak inaczej niż byśmy się spodziewali. Nie przybywa na białym koniu niczym Boski Zbawca, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością w jakiej żyjemy, której grzech jest częścią. Przychodzi wchodząc w tę rzeczywistość, poddając się jej regułom. Zgadza się na to, aby grzech zranił Jego człowieczeństwo, aby doświadczyć jego skutków. Czyni to, aby od środka niejako go wypalić. W tym ukazuje się niezwykły plan Boga, który staje się człowiekiem, niosącym w sobie Boży ogień. Jezus przyszedł rzucić ten ogień, mający moc wypalić grzech i ograniczyć jego skutki. To ogień miłości, którą rozpala w naszych sercach, mającej moc pokonać zło grzechu.
To zadanie Chrystus powierza swoim uczniom. Pragnie, abyśmy stali się żywymi pochodniami, które będą niosły Jego ogień. Jednym z tych którzy to czynili był dzisiaj wspominany w pierwszym czytaniu prorok Jeremiasz. Chociaż żył w czasach Staro Testamentalnych, miał w sobie już wtedy jako prorok, Boży ogień. Głosząc Bożą prawdę, która nie była taką jak oczekiwali Izraelczycy, naraził się na ich gniew. I to tak zdecydowany, że chcieli go zabić, zostawiając na śmierć głodową w wyschniętej cysternie. To tam wyśpiewuje swój hymn pełen nadziei, wobec tak beznadziejnej sytuacji, który zapisał psalmista: Z nadzieją czekałem na Pana, a On pochylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Wydobył mnie z dołu zagłady, z błotnego grzęzawiska, stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki.
Wierność Bożej prawdzie, wartością które nam ukazał Chrystus, będzie nas kosztować. Ta nasza postawa wierności Bogu nie raz będzie wprowadzała nieład w świecie, który poprzez kompromisy próbuje zakrywać błoto grzechu. Chrześcijanin idąc za Chrystusem powinien być gotowy w nie wejść tak, aby ogniem, który nosi w sobie to błoto grzechu wysuszyć, aby nie mogło nikogo pochłonąć. Takie zachowanie będzie budziło sprzeciw, powodując zamieszanie i podziały, które są konieczne, aby obnażyć grzech, przyjmując jednocześnie z miłością grzesznika.