Wiele lat temu usłyszałem stwierdzenie, że: Pan Bóg nie zajmuje się małymi problemami, ma ważniejsze sprawy na głowie. Nie potrafiłem wtedy jeszcze właściwie zinterpretować tego stwierdzenia. Gdzieś głęboko we mnie rodziło ono pewien sprzeciw, może dlatego pozostało w mojej pamięci. Dopiero po wielu latach, zrozumiałem jak bardzo błędny za nim krył się sposób myślenia. Ukształtowany przez obraz Boga – Wielkiego Stwórcy, nie mającego czasu zajmować się rzeczami błahymi, kierującego swoją uwagę jedynie temu co naprawdę ważne. Boga, który nie wsłuchuje się modlitwy małego dziecka bo są one infantylne, nie wspomoże w znalezieniu pracy bo to zbyt przyziemne, który jest od tego co istotne w skali globalnej, światowej czy porostu społecznej.
Każdemu z nas może zagrażać ten sposób myślenia, w którym działanie Boga i Jego wszechmoc niejako ograniczymy tylko do tego co wydaje się nam najważniejsze i naprawdę istotne. Bo przecież Bóg jest zbyt wielki, aby angażował swoją moc w sprawy małe i błahe. Ten obraz „boga globalnego” i dalekiego, który nie dotyka naszej codzienności, może sprawiać, że będziemy woleli wejść raczej w ciemność szarego dnia, niż chodzić w świetle jego obecności. Bojąc się, że światło bożego majestatu może obnażyć nasze niedoskonałości. Taki obraz boga sprawia, że pojawia się w nas prawdziwy mrok, nie pozwalający zobaczyć drogi naszego życia w świetle Ewangelii (Dobrej Nowiny). Właśnie do tych, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, wydaje się być skierowana pełna nadziei zapowiedź i pociecha proroka Izajasza: „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło”.
Owa „ziemia Zabulona i ziemia Neftalego”, nad którą miało rozbłysnąć światło, za czasów Jezusa była morską drogą handlową, miejscem styku różnych narodów, kultur i religii, ziemią zwaną „Galileą pogan”. Miejscem pełnym codzienności, tego co najzwyczajniejsze. Właśnie w takim miejscu miało zabłysnąć światło objawiające Boga i prawdę o Nim.
Dla nas czytających dzisiaj te słowa, ową krainą może być codzienność naszego zabiegania wokół spraw tego świata, wydających się być bardzo dalekich od Boga. Do nich pragnie przyjść sam Bóg, chce rozświetlić je swoim światłem. Próbuje przekonać nas o tym, stając się jednym z nas, dzieląc naszą codzienność, życie rodzinne, pracę, to co prawdziwie ludzkie. Chce nadać swoją obecnością temu wszystkiemu nowy sens i znaczenie.
Dlatego Jezus powołuje Apostołów w sposób tak zwyczajny i prosty. Przychodzi, kiedy są pogrążeni w pracy, w chwili, która zdaje się w żaden sposób nie zapowiadać przyjścia Boga. Jezus powołując ich do niesienia Bożego światła, nie czyni niezwykłych znaków, nie mówi wielkich słów, wypowiada jedynie proste „pójdź za mną”.
Ta zwykłość Boga jest niesamowita. To jak do nas przychodzi i trwa pośród nas: w człowieczeństwie Chrystusa, kawałku chleba stającym się Jego ciałem, w prostym znaku sakramentalnym, czy wreszcie w Kościele, którego słabość możemy zobaczyć i zarazem odnaleźć w nim moc, która zmienia wszystko. Ta prosta Obecność jest najbardziej niezwykłym darem, jaki Bóg nam mógł ofiarować. Darem bliskości, która pozwala nam rozświetlić każdy mrok.