Coraz trudniej może przychodzić nam przyznawanie się do naszej wiary, kiedy wszelkie jej przejawy są coraz częściej ośmieszane i kontestowane przez wielkich tego świata. Wydaje się, że podobnie jak za proroka Jeremiasza rozlega się oszczerstwo wielu. Aż czasem chciałoby się powiedzieć: Trwoga dookoła! Czy jednak oznacza to, że trzeba załamywać ręce i jak niektórzy proponują jak najszybciej opuszczać ten tonący statek, którym jest Kościół? Dlatego tym istotniejsza wydaje się pociecha jaką niesie nam dzisiejsza Liturgia Słowa. Najpierw Prorok wypowiada pełne nadziei słowa: Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. To słowa, które Bóg pragnie pomóc nam uczynić naszym osobistym wyznaniem. Zapewnia nas o tym sam Jezus, kiedy mówi: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.
Nie bójmy się! To wezwanie głośno wybrzmiewa w dzisiejszym Słowie. Nie bójmy się bo Bóg jest z nami. Lęk o kształt Kościoła, może obnażać nasz zbyt ludzki sposób widzenia spraw, które się w nim dzieją. To co przede wszystkim powinienem zrobić, to oddać Bogu swoje życie, aby je poukładał. Czyniąc mnie żywą częścią Kościoła. Zamartwianie się o przyszłość, nie ma sensu, w perspektywie wiary. To tracenie sił i energii, które mogę oddać Panu.
Uznać grzech, który jest w każdym z nas, a przez to również we wspólnocie Kościoła, jest trudną prawdą. Nikt nie chce należeć do wspólnoty, która jest słaba, której wypomina się grzech. Jest w nas mechanizm zaprzeczania pewnym faktom, zwłaszcza jeśli nie przystają one do naszych oczekiwań. Faktom, które mogą burzyć fundamenty konstruowanej przez nas w rzeczywistości. Dlatego tak trudno jest nam przyjąć obraz Kościoła, który jest naznaczony grzechem jego członków. W imię jego obrony, możemy być gotowi zaprzeczać prawdzie, albo ją rozwadniać, tak aby była dla nas przystępna. Kryzys, którego doświadcza wspólnota Kościoła, niezależnie od tego jakie są jego źródła, wewnętrzne czy zewnętrzne, może być dla nas oczyszczający i odnawiający Jego oblicze.
Bóg wzywa nas do przyjęcia rzeczywistości w prawdzie, która obnaża naszą słabość i niewystarczalność. Prawdzie, która zmusza nas do porzucenia oblicza Kościoła mającego natychmiast aktualne odpowiedzi na wszystkie pytania. Ponieważ drogą Kościoła jest ciągłe pokorne poszukiwanie ścieżek prawdy, jakie w codzienności dzisiejszego życia ukazuje nam Chrystus, stając się naszą drogą, prawdą i życiem. Aby zgodzić się na taki obraz Kościoła konieczne jest zbliżenie się do Jezusa, tak aby dostrzec Jego rany i sponiewieraną postać. Pokornego sługę Boga, który mocą swojego uniżenia ofiarowuje nam największy z darów. Sługę, który daje się ukrzyżować nie ze słabości, ale z miłości. To jest droga Kościoła, która jest dzisiaj naszym udziałem. Przyjąć krzyż niesprawiedliwego wyroku, z miłości do Boga i dla ludzi, którzy nas osądzają. Pamiętając o tym, aby bardziej kochać niż cokolwiek udowadniać. Taka jest Prawda krzyża.