W dzisiejszą Liturgię Słowa, XVI niedzieli zwykłej, wprowadza nas postać Abrahama. Oto widzimy go siedzącego u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Ta wydawałoby się bez większego znaczenia uwaga, może stać się dla nas kluczem do odczytania Słowa Bożego.
Przyjrzyjmy się zatem postawie Abrahama, która wydaje się być nie do końca racjonalna. Bo nie jest czymś najrozsądniejszym przebywanie w najgorętszej porze dnia przed wejściem do namiotu. Właściwsze byłoby raczej schowanie się w nim, aby w jego cieniu przeczekać ten najtrudniejszy moment dnia. Ojciec naszej wiary, jak zwykło nazywać się Abrahama, zostaje jednak przed namiotem, podejmuje trud spiekoty południa, aby być przygotowanym na przyjęcie nieoczekiwanych Gości. Ten obraz człowieka czekającego przed namiotem, jest symbolem walki duchowej. Pisali o nim liczni Mistrzowie życia duchowego, między innymi Ewagriusz z Pontu, który mówił o Demonie południa. Próbuje on osłabić naszą czujność i sprawić, że przestaniemy wyczekiwać spotkania z Bogiem. Co by się stało gdyby Abraham, podał się jego pokusie i wszedł do zacienionego namiotu? Wtedy historia Zbawienia, przynajmniej hipotetycznie, mogłaby potoczyć się zupełnie w inny sposób. Oczywiście nie pokrzyżowało by to Bożych planów, ale określiło w nich inne miejsce dla Abrahama.
Dzisiejsze Słowo zaprasza nas do postawy czuwania, która pozwala nam rozpoznać przychodzącego do nas Boga. Pozwala nam usłyszeć jego obietnicę w codziennym dniu. Bóg przychodzi w konkretnym czasie, którego rozpoznanie wymaga postawy wierności i wytrwałości, postawy która kosztuje. Zrozumienia tej prawdy brakowało bohaterce dzisiejszej Ewangelii – Marcie. Dlatego przychodzi do Chrystusa z pretensją. Chce pomocy w posłudze, którą pełni. Można powiedzieć, że chce schować się do namiotu, aby nie trwać w skwarze i trudzie obowiązku.
Nazbyt często interpretuje się ten fragment Ewangelii przeciwstawiając sobie postawę kontemplacji i życia czynnego, na korzyść tego pierwszego. Warto zobaczyć, że Chrystus nie gani Marty za jej posługę. Raczej próbuje jej pokazać, że w tym co robi nie szuka tego co najważniejsze – spotkania z Nim. Jeśli by tak było, to zapewne wcale nie chciałaby pomocy swojej Siostry, ale byłaby szczęśliwa, że ta może siedzieć u stóp Mistrza, a ona ma okazję przygotować coś dobrego dla Niego. Zabrakło w jej postawie ofiarnej miłości. Miłości, która jest gotowa być darem.
Taka postawa, w której sensem naszego działania staje się miłość do Boga, niezależnie od tego czym się zajmujemy, będzie nas prowadzić do pragnienia, które ukazuje św. Paweł w liście do Kolosan. Pragnienia dzielenia się Bożą obecnością, stawania się ewangelizatorem. Nie oznacza to jednak od razu życia całkowicie poświęconego służbie w Kościele, ale postawę, w której będziemy naszą codzienność podejmować z właściwą motywacją, kształtowaną przez miłość do Boga. Tylko ona może nas uzdolnić do podjęcia trudu przygotowaniu Bogu gościny. Tak, aby przed Gościem zaproszonym do naszego namiotu mogło zasiąść jak najwięcej osób, odnajdując to co będzie najlepszą dla nich cząstką, dla dobra Ciała Naszego Pana, którym jest Kościół.