Jezioro Galilejskie – ma kształt zbliżony do gruszki, mierzącej około 20 km długości i 13 km szerokości odpowiednio w swym najdłuższym i najszerszym miejscu. Powierzchnia jeziora wynosi 165 km2. Jest ono prawie jedną trzecią większe niż nasze Śniardwy. Dla ludzi żyjących za czasów Jezusa, tak potężny zbiornik wodny wywoływał poczucie lęku. Dlatego niewielu śmiałków, decydowało się wypływać dalej od brzegu, a na pewno już nikt nie pływał po nim po zmierzchu. Lęk przed wodą, był potęgowany przekonaniem, że jest ona siedliskiem zła, demonów, duchów i nieznanych potworów. Te fakty mogą pomóc nam głębiej zrozumieć przesłanie dzisiejszej Ewangelii.
Oto Chrystus przynagla Apostołów, aby przepłynęli na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Prosi ich o to pomimo zbliżającego się wieczoru. Kiedy już wszystkie inne łodzie znajdowały się przy brzegu. Apostołowie posłuszni poleceniu Mistrza wypływają. Trudzą się walcząc z wiatrem, pokonując ciemność i lęk, płyną ku celowi jaki wskazał im Chrystus. Wiatr się nasila, fale się wzmagają, drugi brzeg znika w mroku, wszystko wydaje się być przeciwko nim. Czują się osamotnieni, bo nie ma z nimi Mistrza. Tego, który sprawił, że znajdują się w tak niekomfortowej sytuacji.
Czy to zmaganie nie przypomina czasami naszego życia? Zwłaszcza wtedy, kiedy naprawdę staramy się iść za Jezusem. Wiernie odpowiadamy na Jego wezwanie do wypłynięcia na głębię, ku celowi, który niknie w ciemnościach Bożych planów. Taka postawa wymaga zaufania i wiary w to, że Chrystus nas nigdy nie zostawia. Czy naprawdę jesteśmy tego pewni? Jeśli rodzą się w nas wątpliwości, to może dlatego, że za rzadko odbijamy od brzegu codzienności i posłuszni Jezusowi, podejmujemy trud zmagania się z przeciwnościami, jakie stają na wyznaczonej przez Jezusa drodze. Przeciwnościami, które jakże często się wzmagają niczym przeciwny wiatr, utrudniający osiągnięcie celu, jaki ukazał nam Mistrz.
Jeśli jednak, pomimo trudu, pozostaniemy wierni, podejmując trud życia na miarę jego uczniów, możemy być pewni, że niepostrzeżenie do nas przyjdzie. Krocząc po wodzie pokaże, że jest ponad wszelkim złem, że jest Panem rzeczywistości, w której jednym gestem może uciszyć każdy zamęt. A jeżeli tak się nie dzieje, jeżeli wiatr przeciwności wieje nam w twarz, niosąc wiele cierpienia i bólu, to może dlatego, że pochłonięci walką z żywiołem i lękiem, nie dostrzegamy Chrystusa, który jest naprawdę blisko. Być może również dlatego, że cierpienie i lęk jest potrzebny, aby nas przemienić. Abyśmy z serc pełnych nadziei wykrzyczeli: Panie każ mi przyjść do Siebie po wodzie!!! Nawet jeśli zacznę tonąć jak Piotr. Nawet jeśli się zlęknę i zwątpię. Pozwól mi przyjść do Ciebie, po raz kolejny setny, tysięczny…
Potrzeba tego ciągłego wypływania na głębie, wychodzenia ku Jezusowi. Tych spotkań w ciemności pośród burzy. Tonięcia i wykrzyczanego: Panie ratuj! Potrzeba, tego wszystkiego, aby odnaleźć wyciągniętą rękę Jezusa.