Chcemy być uważani za ludzi mądrych. Potrafiących podejmować decyzję prowadzące do odnalezienia prawdziwego dobra. Zapewne z tym stwierdzeniem zgodzi się większość z nas. Jednak nie wszyscy, będziemy rozumieć mądrość i wiedzę, która z niej wynika, tak samo. Dlatego znajdą się w tym gronie osoby, które będą skłonne widzieć ją bardzo utylitarnie, jako wiedzę pozwalającą zrealizować zamierzone zadania, które będą docenione przez innych ludzi. Pozwalając dzięki niej, stać się mądrymi, czyli w jakiś sposób lepszymi od innych. Takie spojrzenie, ma niewiele wspólnego z mądrością, o której mówi nam dzisiejsza Liturgia Słowa.
Księga Mądrości, tak ją przedstawia: sama obchodzi i szuka tych którzy są jej godni. Mądrość jest tutaj ukazana jako dar, na który mamy się otworzyć i go przyjąć. Ona uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać. Nie jest czymś co należy do nas, co sami możemy wypracować. Taki wniosek potwierdza nam również Ewangelia, ukazująca obraz panien roztropnych i nierozsądnych, a w niektórych tłumaczeniach nazwanych mądrymi i głupimi. Mądrość jest tutaj symbolizowana poprzez niewiasty, które zgromadziły oliwę. To światło kaganków, w których jest wystarczająca ilość oliwy, pozwala Oblubieńcowi odnaleźć miejsce spotkania z nimi. Sama w sobie zgromadzona oliwa nie czyni ich jednak lepszymi od tych nieprzygotowanych niewiast, ponieważ wszystkie tak samo zasypiają w chwili znużenia. Dopiero przyjście Oblubieńca ukazuje ich dyspozycję i zarazem mądrość. To dzięki tej oliwie, którą zgromadziły, ukazały drogę Oblubieńcowi, pozwalając Mu się odnaleźć w ciemnościach. Sama oliwa byłaby bez wartości bez spotkania z Oblubieńcem. Nic by nie zmieniła w życiu jednych i drugich. Stąd już bardzo łatwo wyprowadzić wniosek, że prawdziwą mądrością jest sam Jezus. To spotkanie z Nim i otwarcie się na dzieło, które chce czynić w każdym z nas sprawia, że stajemy się mądrymi. Ludźmi, którzy wiedzą, że to co pozwala odnajdywać dobro i trwać w nim, jest darem, który otrzymują od Mistrza.
Każdy z nas przygotowuje w sobie pewną zdolność do przyjęcia woli Bożej. Słowa, które przynosi Jezus, pozwalającego żyć według tej miary, jaką ukazuje nam Bóg. To co kształtuje w nas taką mądrość, to czujność, czyli wierne trwanie w rozpoznanym dobru. Taka postawa gromadzi w nas oliwę, którą rozpala Boża prawda. Tak jak głos oblubieńca sprawił, że zapłonęła oliwa w lampach oczekujących niewiast. Dzięki temu jesteśmy zdolni widzieć w mroku słabości i grzechu, zdolni rozumieć zamysł Boży. Stopniowo, tak jak gromadzi się oliwę, w nas dzisiaj tworzy się dyspozycja, którą nazywamy cnotą. Czyli stałą zdolnością do podejmowania dobra i trwania na drodze jaką chce nas prowadzić Jezus. To ona pozwala wsłuchiwać się w głos Jezusa i wiernie iść za Nim. Sprawia, że stajemy się podobni do Niego, bo idziemy po jego śladach, które jednocześnie są najgłębiej naszymi własnymi drogami. To dlatego Jezus może nas zaprosić na swoją ucztę, która jest obrazem szczęścia wiecznego, bo poznaje w nas siebie samego, swoją obecność. Dlatego też niewiasty, które nie zgromadziły oliwy usłyszą od Oblubieńca: Nie znam was.
Czy moje życie i codzienność sprawiają, że jest we mnie więcej Jezusa? Czy w moich wyborach i decyzjach pozwalam Mu się rozpoznać? Stając się człowiekiem cnotliwym, który stara się kierować Bożą mądrością i pozostawać wierny dobru, które On nam przekazał?