Dzień Pański przyjdzie… Być może w najmniej oczekiwanym przez nas momencie, przyjdzie jak złodziej w nocy. Czy nas zaskoczy jego przyjście? Czy jesteśmy dzisiaj na nie przygotowani? Gotowi z radością porzucić doczesny żywot, wszystkie jego sprawy, radości i zmartwienia, zabiegania i troski?
Zbliżający się koniec roku liturgicznego wzbudza w nas zadumę nad przemijaniem i tym co ostateczne. Bez wątpienia jest to bardzo ważne zagadnienie, ponieważ każdy z nas będzie musiał przeżyć ten dzień. Być może pierwszy, który w całym naszym życiu, będzie naprawdę należał do Pana i który rozpocznie Jego niepodzielne panowanie. Czy jesteśmy gotowi na to i żyjemy tą perspektywą? Aby w codzienności zabiegania zobaczyć Boga, który towarzyszy nam, przygotowując nas właśnie na ten dzień, spotkania z Nim. Jednak pomimo tej ciągłej troskliwej obecności w życiu każdego z nas, Bóg może pozostawać dla nas bardzo odległy i obcy. Ponieważ w codziennym zabieganiu możemy gubić gdzieś tę obecność. Nie twierdzę, że to zabieganie jest złe. Tak nie jest, jest ono konieczne i potrzebne. Jednak cała ta troska, jaka nam towarzyszy, o to co mamy jeść i z czego żyć, może stać się dla nas, niebezpieczna, jeśli zapomnimy w niej, dokąd ma nas prowadzić i co jest jej celem ostatecznym.
Każdy z nas otrzymał garść talentów, to wszystko kim jesteśmy, co posiadamy, zawdzięczamy tym talentom, jakie otrzymaliśmy od Boga. To kim jesteśmy i co mamy, tak naprawdę nie tyle jest efektem naszej pracy, ale darów, które wykorzystaliśmy, chociaż trudno nam do tego się przyznać. Bo cóż nam przyszłoby z trudu pracy, gdyby nie zdolności jakie posiadamy. Są w nas pewne bariery, których nie przekroczymy. Choćby zdolności lingwistyczne, dobra pamięć, wrażliwość, inteligencja i wiele innych. To one stają się fundamentem, na którym możemy budować to wszystko co osiągamy w tym życiu. Sługa z dzisiejszej Ewangelii, który otrzymał 5 talentów, mógł w ostatecznym rozrachunku oddać 10, tylko dlatego, że otrzymał je wcześniej. Nie znaczy to, że talenty, które otrzymaliśmy wszystko za nas załatwią, bynajmniej, potrzebna jest także praca i wysiłek, aby je rozwinąć. Gdyż można zakopać swój talent. Ale tak naprawdę fundamentem jest to wszystko, co Bóg nam dał jako wrodzone. Dlatego wciąż potrzeba tego ducha dziękczynienia. Dziękczynienia składanego Bogu, za wszystko co mamy, co posiadamy. Taka postawa pozwoli nam przygotować się na ostateczne spotkanie. Pamięć o Bogu w szarym pełnym zabiegania dniu, jest niezwykle trudna. Dlatego tym bardzie winienem starać się wraz z Bogiem i dla niego podejmować trud codziennej pracy, wszelkich obowiązków, tych najbardziej zwykłych. Bo z tego wszystkiego co robię i tak ostatecznie rozliczę się przed Bogiem. Przed Nim stanę, jak owi słudzy i zdam sprawę z swego zarządu.
Moje życie, moja praca, są moją drogą do nieba, są moim przygotowaniem na to ostateczne spotkanie z Bogiem. Spotkaniem z Miłością, w którym się okaże, że i tak trud jaki podejmowałem jest niczym w porównaniu do nagrody jaka na mnie czeka. Tak więc czuwajmy, w tym wszystkim co robimy, czyniąc to z Bogiem i dla Niego.