Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. W tym prostym stwierdzeniu, rozpoczynającym dzisiejszą Ewangelię, możemy odczytać drogowskaz ukazujący kierunek rozwoju dla naszej wiary. Widzimy, że Jezus idzie na pustynię, bo jest tam prowadzony przez Bożego Ducha. Dlaczego Bogu zależy, aby Jego Syn zaczął misje głoszenia Dobrej Nowiny, właśnie od czasu spędzonego na pustyni? Czyżby nie był na to wystarczająco przygotowany? Czy nie jest to zmarnowany czas? O ileż więcej można byłoby uleczyć kalek, przyjść z pomocą spragnionym prawdy i dobrego słowa. Aby to zrozumieć, trzeba szerzej spojrzeć na pojęcie pustyni. Jest to nie tyle miejsce geograficzne, ale na kartach Piśmie Świętym stanowi symbol spotkania, miejsce ogołocenia, doświadczenia głodu i odkrycia pragnienia.
Brak jest bardzo potrzebny w naszym życiu. Pozwala nam poznać siebie, pokazuje kim naprawdę jesteśmy. Jak zachowujemy się w sytuacji jakiegoś niedostatku, momencie, kiedy w szczególny sposób jesteśmy narażeni na atak Złego. Dlatego potrzeba czasu pustyni, aby poznać siebie, ale również, aby obnażyć diabła w jego niecnych planach. Nie mając przystępu do Boga, chcę Go zranić, atakując tych, których On kocha. Pragnie zamazać w nas obraz dzieci Bożych. Jego działanie jest bardzo sprytne i przebiegłe. Bez pustyni, bez braku w naszym życiu i głodu, biegając i troszcząc się o sprawy tego świata, często nie mamy szansy dostrzec działania Złego. Pokusa może nas zalewać bardzo powoli niczym wzbierająca woda. Tak, że nie zauważymy kiedy zaczniemy się topić. Możemy zachowywać się jak żaby, które jeśli zostaną wrzucone do gotującej się wody momentalnie z niej wyskoczą. Jeżeli żabę włoży się do wody letniej i zacznie podgrzewać, jej czujność będzie uśpiona i w końcu żaba się ugotuje. Nikt lepiej nie zna schematu działania Złego, jak sam Bóg, dlatego próbuje nas przygotować do konfrontacji. Pokazuje jak możemy pokonać pokusy. Przygotować w sobie niejako arkę przymierza, która nas uchroni przed zalewem grzechu.
Nieumiarkowany dobrobyt jest dla współczesnego człowieka jednym z największych zagrożeń, bo wywołuje w nas syndrom gotowanej żaby. Wielki Post jest przypomnieniem, które kieruje do nas Jezus. Przypomnieniem o potrzebie zgody, a nawet więcej, świadomym wyborze braku, jako wartości, która nas konfrontuje z Prawdą. Wartości, która pozwala w naszym życiu, wyborach i poszukiwaniu Prawdy, nie utracić spojrzenia, które sięga dalej, poza sprawy tego świata. Spojrzenia, które dostrzega Bożą obecność. Obecność Tego, który unosi się nad bezmiarem wód.
Dobrze tę prawdę podkreśla znak chrztu, zwłaszcza w formie jaka była odprawiana dawniej, w Kościele Rzymskim, a która została zachowana jeszcze w wielu Kościołach wschodnich. Rytuał zanurzenia całego człowieka. W nim nie tyle chodzi o obmycie co bardzie o wydobycie z wody, środowiska, w którym człowiek nie może żyć. To zanurzenie i wyjęcie z wody, jest znakiem Zmartwychwstania. Przyjęcia daru Nowego Życia. Aby jednak mieć w nim udział trzeba wstrzymać oddech, wejść w jakiś wymiar śmierci. Bez zgody na to umieranie, ogołocenie i trud pustyni, obnażającej nasz głód, nie będziemy w stanie ukształtować w sobie przestrzeni na Bożą obecność, która będzie w stanie nadać sens i znaczenie zbawcze, każdej noszonej w sobie pustce.