Pokój wam, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście. Pokój wam! Mówi do nas dzisiaj Chrystus. Jakże bardzo dzisiejszy świat, tak pełny niepokoju, potrzebuje tego orędzia. Niepokoju jaki panuje między państwami, narodami i poszczególnymi ludźmi. Jaki się rodzi w naszych rodzinach, sąsiedzkich układach i miejscach pracy. Wystarczy wsłuchać się w wiadomości, którymi karmią nas codzienne media, aby odnieść wrażenie, że jest on wszechobecny w otaczającym nas świecie. Matki porzucające swoje dzieci, nastolatki mordujące swoich rówieśników, wciąż nowe afery, kradzieże, morderstwa. Takich informacji każdego dnia możemy odnaleźć zatrważająco wiele, w Internecie, telewizji i radiu. Wobec rozkrzyczanego świata, wciąż głoszącego to orędzie niepokoju i zła, staje Chrystus. Przychodzi, aby podobnie jak przed zalęknionymi uczniami, głosić nam Dobrą Nowinę Pokoju.
Nie sposób w tym Ewangelicznym obrazie nie dostrzec podobieństwa do wizerunku Jezusa Miłosiernego ukazanego na płótnie, którego kult jest związany z tak wieloma łaskami. Chrystus jest w nim przedstawiony, jakby wchodził w nasze życie, przynosząc prawdę o miłości miłosiernej. Pokazując swoje rany, chce wskazać na źródło prawdziwego pokoju, który rodzi się z Jego ofiary. Mówi w tym geście: „Pokój wam!”. Jednocześnie zdając się błogosławić tych, którzy wbili gwoździe w jego ręce i nogi. Chrystus przychodzi do nas ukazując miłosierdzie, rodzące pokój. Bo tylko tam gdzie jest miłosierdzie, gotowość do przebaczenia, daru z siebie, życia dla innych, może zapanować prawdziwy pokój. Dlatego Jezus zaprasza nas, abyśmy poszli Jego śladami. Zdecydowali się wziąć krzyż drugiego człowieka, krzyż jego grzechów i słabości, które głęboko nas ranią. To droga miłosierdzia rodzącego prawdziwy pokój. Miłości pokonującej absurd zła. Aby jednak pójść tą drogą, potrzeba razem z Tomaszem Apostołem wypowiedzieć pełne ufności i oddania: „Pan mój i Bóg mój”. Chryste jesteś Panem tego wszystkiego co mnie spotyka! Tobie chcę oddać moją codzienność! Tak, abym przestał się o nią zbytnio troszczyć i nie musiał w ciągle bać się i walczyć o swoje, widząc w drugim konkurenta. Abym nie szukał sprawiedliwości tego świata, która często jest powodem niepokoju. Nie muszę tego robić, bo sam Bóg troszczy się o moje sprawy. Czy mam odwagę tak zawierzyć siebie Bogu? Jeśli nie, to nie będę potrafił okazać miłosierdzia drugiemu, bo zawsze będzie towarzyszyła mi egoistyczna troska o to co zdobyłem: pozycje, pieniądze, o dobra tego świata. Troska rodząca lęk, paraliżujący zdolność wzięcia krzyża drugiego człowieka, którego ciężar nie raz będzie mnie odzierał ze zdobytych dóbr. Dopiero z tej gotowości zawierzenia swojego życia Bogu, może rodzić się prawdziwe miłosierdzie. Dzisiejszy świat, ten wielki, i ten nasz codzienny prosty i zwyczajny, potrzebuje ludzi posiadających wyobraźnię miłosierdzia, bo tylko ona jest źródłem prawdziwego Pokoju.