Dobrze znamy fragment dzisiejszej Ewangelii o synu marnotrawnym albo, jak trafniej można go określić, „o miłosiernym Ojcu”. Zapewne był tematem wielu kazań i konferencji, których wysłuchaliśmy. Spróbujmy go dzisiaj odczytać poprzez pryzmat pierwszego czytania. Pomoże to nam spojrzeć w nowym świetle na czytaną dzisiaj przypowieść.
Pierwsze czytanie opisuje moment wejścia Narodu Wybranego do Ziemi Obiecanej. Manna – chleb z nieba, jakim żywili się w drodze przez pustynię, ustała. Zastąpił go pokarm przygotowany z plonu zebranego w nowej ziemi ‒ Kannanie, krainie obiecanej przez Boga. Izraelici już więcej nie otrzymali manny. To właśnie to, czym się żywili Izraelici, wydaje się być tematem tego fragmentu Pisma świętego. Autor skupia swoją uwagę na pokarmie, podkreśla, że jest on darem Boga, niejako prowokując, aby odszukać jego duchowe znaczenie.
W tym świetle można też spojrzeć na dzisiejszą Ewangelię, zadając pytanie o pokarm, jakim żywili się jej bohaterowie.
Czym żywił się tak naprawdę syn marnotrawny, czym się karmił na co dzień? Pokarm to nie tylko chleb, ale możemy powiedzieć, że to wszystko czym się karmię, czym żyję, to wszystko, co noszę w sercu, co mnie kształtuje, dzięki czemu rozwijam się albo maleję i kurczę w swoim człowieczeństwie, to jest moim pokarmem. Zapewne dla naszego bohatera były nimi pragnienia, podsycane w okresie dorastania w domu. Pragnienie posiadania, swobodnego decydowania o swoim życiu. Ewangelia ukazuje syna marnotrawnego w momencie, w którym te pielęgnowane wyobrażenia przemogły, kiedy prosi on o to, co chciałby mieć i to otrzymuje. Nie na długo jednak, bo bardzo szybko traci skarb swoich pragnień i stacza się na samo dno.
Nie można też zapomnieć o drugim synu. Jaki był jego pokarm? Wydaje się, że niewiele odbiegał od tego, czym żywił się pierwszy z braci. Z tą małą różnicą, że drugi syn nie miał odwagi zabrać tego, co pragnął. Bał się Ojca i konsekwencji związanych z zostawieniem Go. Powrót marnotrawnego obnaża jednak wewnętrzną postawę starszego brata. Ukazuje prawdę, skrywaną latami, w pełnym emocji żalu, jaki wypowiada w konfrontacji z Ojcem. „Całe życie ci służyłem” – powiada. A za moment pada, trochę inaczej sformułowane, przepełnione żalem, pytanie: „I co z tego mam?”. Brakuje w tych słowach synowskiej miłości i oddania. Wydaje się, że całe jego życie było czekaniem na moment, w którym będzie mógł prawnie i uczciwie zaspokoić swoje pragnienia posiadania.
Oskarżenia, które kieruje wobec powracającego brata, również bardzo wiele nam mówią o tym, co było w sercu starszego z braci. Oskarża marnotrawnego o to, że „roztrwonił majątek z nierządnicami”. Chociaż nie ma o tym żadnej wzmianki w opowieści Jezusa. Tak naprawdę wydają się to być jego osobiste pragnienia, które chciał zrealizować, ale z jakiś powodów tego nie zrobił. W tym oskarżeniu odsłania tajemnice swojego serca, w którym zagnieździł się całymi latami podsycany żal niezrealizowanych marzeń. Ten żal opanował jego serce.
W końcu należałoby spytać o nasz pokarm. Czy potrafimy przyjmować taki, jaki jest nam dany na „teraz”, na czas pustyni i radości? Czy może szukamy lepszego, nawet kosztem odrzucenia Boga? Jaki jest mój pokarm?