Wsłuchując się w opis sceny z dzisiejszej Ewangelii, stańmy pośród rozkrzyczanego tłumu, pełnego nienawiści, prowadzącego kobietę pochwycona na cudzołóstwie. Pójdźmy wszyscy razem do Jezusa, niosąc to wszystko do czego nie chcemy się przyznać sami przed sobą, te wszystkie emocje, pragnienia, to co każe nam czasem wziąć kamienie do rąk. Kamienie słów, które ranią bardziej niż te prawdziwe, kamienie gestów odrzucenia, kamienie braku miłości.
Spróbujmy spojrzeć na swoje dłonie, zanim staniemy przed Jezusem, jaki kamień mamy w ręku i po co go trzymamy?
Może Ci się wydaje, że wszystko jest w porządku, że masz prawo rzucić. Przecież tak wielu ludzi źle postępuje, więc nie można tego ukrywać i trzeba to piętnować. Nie mogę ukrywać tego co widzę – prawdy?
Lecz bardzo często nie chodzi mi o prawdę, ale o to, że trzymając kamienie: obmowy, oskarżeń, ocen, mogę poczuć się lepszy, chociaż wcale taki nie jestem. Czy nie nazbyt często wspominamy, roztrząsając w myślach dawne rzeczy. Nie mając odwagi przyjąć tego co nowe, kierować się logiką miłości, nowego przykazania.
Chrystus wciąż pochylając się pisze po ziemi, pisze grzechy, moje grzechy abym nie rzucał kamieni w tych, którzy i tak już upadli, tych którzy szczególnie potrzebują miłości. Faryzeusze odeszli jak ujrzeli wypisane na ziemi swoje grzechy. A my? Czy nie nazbyt często udajemy, że nie widzimy kreślonych przez Jezusa słów? Czy nie nazbyt często nie słyszymy wypowiadanego przez Niego: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”?
Dlatego tyle słów, gestów, złości, braku miłości, wciąż uderzającego w tych, których nie rozumiemy, których trudno nam zaakceptować tych, którzy nas ranią. Stając wobec nich dziwimy się, że tak mogą postępować. Są to ludzie z naszego otoczenia, z którymi razem gromadzimy przed Chrystusem eucharystycznym.
Zapytaj się: Po której stronie stoisz w tym obrazie ewangelicznym? Czy wraz z Jezus jesteś gotowy powiedzieć: Nie potępiam Ciebie, chociaż jesteś dla mnie tak bardzo trudny, chociaż twoje grzechy mnie ranią, jestem gotowy wybaczyć, gotowy wyciągnąć rękę, nawet wtedy kiedy będzie ona odepchnięta? Bo może dopiero za kolejnym razem, kiedy stanę z otwartą ręką, wolną od ciężaru kamienia, w drugim człowieku dokona się przemiana.